Jesienna melancholia w cieniu laurowiśni – poetycki spacer po ogrodzie
Są takie dni, kiedy ogród mówi ciszej. Gdy rosa już nie skrzy się porannym światłem, ale trwa jak zawieszona łza na końcu liścia. Gdy wiatr nie tańczy z liśćmi, lecz niesie ze sobą coś więcej – wspomnienie minionego lata, echo ptasich śpiewów, zapowiedź nadchodzącej ciszy.
Jesień w ogrodzie to nie tylko kolorowy spektakl liści. To również chwila zatrzymania, kontemplacji, wewnętrznego wyciszenia. To melancholia, która nie przytłacza, lecz otula. Zwłaszcza, gdy stoisz w cieniu laurowiśni – tej zawsze zielonej towarzyszki, która trwa niezależnie od pory roku.
W cieniu zimozielonej obecności
Laurowiśnia o tej porze roku nie zmienia się dramatycznie, nie rzuca w oczy feerią barw. I właśnie dlatego staje się tak ważna. Gdy wszystko wokół się zmienia – więdnie, przekwita, znika – ona trwa. W swojej ciemnej zieleni, z lekkim połyskiem, jakby mówiła: „Jestem. Nie martw się. Przejdziemy przez to razem.”
Spacerując wzdłuż jej zwartej sylwetki, czuję się jakbym szedł korytarzem wspomnień. Każdy liść – to wiersz. Każdy cień – to myśl, której nie wypowiedziałem. Wilgoć jesiennego powietrza wydobywa z niej subtelny zapach – lekko migdałowy, cierpki. Zupełnie jak jesień: słodka i gorzka zarazem.
Szelest liści i milczenie krzewów
Pod stopami miękko – ziemia nasiąknięta deszczem, a w powietrzu wisi zapach mokrej kory, trawy i ziół. Jesień nie krzyczy. Jesień mówi szeptem. I ogród – nawet ten tętniący latem życiem – wchodzi w ten ton bez oporu.
Drzewa zrzucają swoje liście powoli, z namysłem. Trawy przygarbiają się, by przyjąć rosę. A pomiędzy nimi laurowiśnia – jak opiekun – dba, by wszystko działo się w odpowiednim rytmie. Jej obecność uspokaja. Pozwala spojrzeć na przemijanie jak na część większego planu, a nie stratę.
Rośliny, które rozumieją ciszę
Jesienny ogród to świat pełen roślin, które nie potrzebują już światła reflektorów. Wrzośce, rozchodniki, suche kwiatostany hortensji – trwają w swojej urodzie bez potrzeby poklasku. Ich barwy przygasają, ale piękno zostaje – dojrzalsze, głębsze.
W tym wszystkim laurowiśnia nie konkuruje. Nie musi. Ona nie przemija. Daje cień i tło. Osłania te, które powoli znikają. Jest jak starszy brat dla roślin, które potrzebują ostatniego miejsca do wypoczynku przed zimą.
Ławka pod krzewem – miejsce do myślenia
W każdym ogrodzie powinno być takie miejsce – ciche, osłonięte, najlepiej pod dużym krzewem. Moje znajduje się właśnie pod laurowiśnią. Ławka z ciemnego drewna, wilgotna od porannej mgły, pachnąca żywicą i wilgocią. To tutaj siadam z kubkiem herbaty i patrzę, jak ogród się zmienia.
Nie dzieje się wiele – ale w tej prostocie tkwi sens. Liść spadnie. Pająk przesunie się po nitce babiego lata. Słońce wyjdzie zza chmur na krótką chwilę, tylko po to, by za moment znów się schować. A ja – jestem w tym razem z ogrodem. I razem z laurowiśnią, która nie potrzebuje słów, by dawać poczucie ciągłości.
Jesień to nie koniec. To przygotowanie.
Zamiast żegnać lato, uczę się przyjmować jesień. Z jej ciszą, zamyśleniem i subtelnym pięknem. W cieniu laurowiśni uczę się być spokojniejszy, wolniejszy. Uczę się słuchać tego, co ogród mówi bez słów.
Bo jesienna melancholia nie jest smutkiem. Jest wdzięcznością. Za to, co było. I za to, co jeszcze przyjdzie.
A jeśli laurowiśnie Was zaintrygowały – zajrzyjcie na naszą stronę! Tam znajdziecie więcej zdjęć, ciekawostek i być może… swoją własną laurowiśnie do ogrodu 🌿
https://e-iglaki.pl/?laurowisnia,331
jesienna melancholia w cieniu laurowiśni – poetycki spacer po ogrodzie, jesień w ogrodzie, laurowiśnia (prunus laurocerasus)
- Zimowa elegancja – … - 2025-09-30
- Jesienna melancholia … - 2025-09-29
- Laurowiśnia jako … - 2025-09-28